Jak zostać suicydologiem? Podyplomowe studia suicydologiczne

W ostatnią niedzielę w końcu odebrałam upragniony dyplom. Oficjalnie jestem suicydolożką – specjalistką w zakresie prewencji samobójstw. Jak zostać suicydologiem i po co? Co po takich studiach można robić, ile trwają i co o nich sądzę? Bardzo się cieszę, że w końcu mogę odpowiedzieć na te wszystkie pytania.

Podstawowe informacje o studiach

Studia organizowane są przez Polskie Towarzystwo Suicydologiczne oraz Wyższą Szkołę Menadżerską w Warszawie. Ich pełna nazwa to “suicydologia: teoretyczna i praktyczna wiedza z zakresu profilaktyki samobójstw”. Odbywają się online. Są to studia podyplomowe, co oznacza, że aby móc w nich uczestniczyć, trzeba mieć już jakiś dyplom. Nie musi to być magisterka z pozornie pokrewnej dziedziny, np. psychologii. Ja aplikowałam na podstawie licencjatu z artes liberales, decydowała kolejność zgłoszeń. Zjazdy odbywają się w jeden weekend każdego miesiąca, z przerwą na wakacje. Studia trwają jeden rok i są płatne, a ich cena to 5000 złotych.

Aktualne informacje o studiach i rekrutacji można znaleźć tutaj. Niektóre informacje czy opinie zawarte w tym poście mogą być już nieaktualne – jestem absolwentką pierwszego w historii rocznika studiów, obecnie trwają już studia drugiego rocznika i planowany jest nabór na trzeci.

Zajęcia

Wszystkie przedmioty na suicydologii wraz z ilością godzin

Zajęcia podzielone są na główne i uzupełniające; w moim roczniku nazywało się to “obowiązkowe i dodatkowe”, ale była to nazwa wprowadzająca w błąd. Przedmioty główne dotyczą głównie nauk, które zajmują się suicydologią, takich jak socjologia, psychologia, kulturoznawstwo czy psychiatria. Uzupełniające poruszają bardzo, bardzo konkretne aspekty takie jak np. problem samobójstw w grupie seniorów czy rola szkoły w zapobieganiu samobójstwom.

Uważam, że program jest bardzo dobrze przemyślany. Fajnie, że bierze pod uwagę, że na studia przychodzą osoby zajmujące się różnymi dziedzinami – socjolog może nie mieć na wejściu wiedzy z psychiatrii i na odwrót; taki program studiów pozwala to wyrównać. Zajęcia poruszają też bardzo ciekawe i potrzebne aspekty, chociaż ich poziom jest nierówny, a zakres wiedzy nie jest wyczerpujący. Trzeba jednak pamiętać, że suicydologia jest – szczególnie w Polsce – nową dziedziną wiedzy i wiele jej aspektów wciąż czeka na zbadanie.

Mniejsze i większe wady programu

Wszystkie osoby prowadzące zajęcia są związane z Polskim Towarzystwem Suicydologicznym. Z jednej strony jest to zaleta – mamy pewność, że są to osoby faktycznie “siedzące w temacie”. Z drugiej jednak strony powoduje to pewien brak różnorodności, który niekoniecznie jest dobry. W niektórych aspektach poznajemy tylko jedną stronę medalu, nawet podawane źródła są tylko PTS-owe. I nie chodzi wcale o to, że PTS to jedyna suicydologiczna organizacja. Istnieje również Polskie Towarzystwo Zapobiegania Samobójstwom.

Niektórych aspektów prowadzenia zajęć niestety nie przemyślano. Przede wszystkim, osoby prowadzące nie ustaliły między sobą zakresów tematycznych zajęć. Sprawiło to, że na niemal każdym przedmiocie tłukliśmy od nowa podstawy takie jak statystyki samobójstw, mity na temat samobójstw czy klasyfikacja samobójstw według Durkheima. Drugim problemem było różne podejście do dbania o stan psychiczny osób studiujących suicydologię. Byli prowadzący, którzy stosowali zasady prewencji suicydalnej wobec studentów i studentek, ale byli też tacy, którzy bez szczególnego ostrzeżenia puszczali bardzo drastyczne materiały wideo. Sama nie mam z tym problemu i nie uważam, że powinno się cenzurować wiedzę, ale nie da się ukryć, że takie studia będą przyciągały osoby w kryzysie. Nie mam odpowiedzi na pytanie, jak tę sytuację rozwiązać.

Egzamin

Studia kończą się egzaminem i to był bezsprzecznie najgorszy egzamin, jaki w życiu pisałam. Nie dlatego, że był trudny i obejmował szeroki zakres materiału. Przyjmuję argument, że taki egzamin powinien być trudny, bo bycie suicydologiem_lożką to odpowiedzialność. To było po prostu nie do zrobienia fizycznie, w każdym razie nie dla mnie jako osoby, która obecnie pisze głównie na komputerze. Egzamin miał 23 strony, obejmował ok. 55 pytań, z których tylko część z psychiatrii (ok. 15 pytań) to pytania zamknięte. Pozostałe pytania były otwarte. I to nie na zasadzie “napisz jedno słowo”, w większości pytań trzeba było się mocno rozpisać…

Przed egzaminem otrzymaliśmy bardzo długą listę zagadnień. Przygotowanie się nie było problemem, zwłaszcza jeśli ktoś był uważny na zajęciach. Zdecydowanie wolałabym jednak, żeby egzamin jakoś podzielono na dwie części albo uwzględniono przerwę. Na kilka pytań nie odpowiedziałam, bo najzwyczajniej w świecie nie wytrzymałam bólu nadgarstka. Możecie się śmiać, ale tak było.

Organizacja

Na początek muszę coś wyjaśnić. Jestem absolwentką kierunku, na którym promowana jest wspólnotowość, komunikacja i otwartość. Prawa osób studiujących są respektowane, a ich zdanie brane pod uwagę. Byłam tam w samorządzie, więc nie raz miałam okazję o tych prawach którejś stronie przypominać. Sytuacje, w której np. prowadzący zmienia nagle sposób zaliczenia przedmiotu, są dla mnie nie do pomyślenia. Zdaję sobie jednak sprawę, że mogę wyjść w mniejszości.

Na suicydologii obiecałam sobie, że będę grzeczną studentką i nie będę robić afer. Niestety było ciężko się tej obietnicy trzymać, a kilka sytuacji mnie mocno zirytowało. Na początku studiów nie wiedzieliśmy, jaka będzie forma zaliczenia. Nie wiedzieliśmy, jakie znaczenie ma podział na przedmioty “podstawowe” i “obowiązkowe”; okazało się, że nie miał żadnego, a egzamin i tak był ze wszystkiego, ale byłoby miło wiedzieć o tym wcześniej. Raz zdarzyła się nagła bardzo niekorzystna dla nas zmiana programu. Rozumiem, może się zdarzyć, ale my za te studia płaciliśmy i podpisaliśmy umowę na jakiś konkretny program, więc fajnie by było, gdyby poinformowano nas o tej zmianie w bardziej demokratyczny sposób.

Te kwestie organizacyjne bez wątpienia będą się poprawiać – to dla osób pracujących w PTS pierwsze w całości organizowane studia i normalnym jest, że nie znali odpowiedzi na wszystkie pytania. Najgorsze było chyba to, że te pytania bywały po prostu ignorowane. Bardzo bym chciała usłyszeć “nie wiem” zamiast ciszy po drugiej stronie, ale być może artes liberales przyzwyczaiło mnie to zbyt wysokich standardów…

Co się robi po tych studiach?

Studia podyplomowe z założenia nie są raczej studiami dającymi konkretny zawód, jest to bardziej rozwinięcie obecnych kompetencji. Dyplom z suicydologii na pewno przyda się w pracy psycholożki, nauczyciela, policjantki czy psychiatry – w zawodach, w których ma się na co dzień do czynienia z osobami w kryzysie. Ale co z osobami takimi jak ja, po jakimś dziwnym kierunku (artes liberales)?

Będę robić wszystko, żeby mój dyplom nie trafił na półkę z napisem “wykształcenie, które do niczego w życiu mi się nie przydało”, ale nie ma gotowej drogi. Obecnie w Polsce nie ma takich stanowisk jak specjalist(k)a ds. prewencji samobójstw. Z ciekawości znalazłam kilka ofert w Stanach Zjednoczonych. W teorii mogłabym pójść do jakiejś fundacji prowadzącej telefon zaufania, ale tam jednak szukają osób po psychologii – aplikowałam, nawet mi nie odpowiedziano.

Po prostu obecnie nie ma takiej kategorii jak “praca po suicydologii”.

Czy warto?

Wiemy już, jak zostać suicydologiem, ale czy w ogóle warto? Cóż, przyznam, że póki co nie żałuję tych studiów, mimo że wiele razy mnie wkurzyły. Zapytajcie mnie jednak za kilka lat, jak będę miała stabilniejsze życie zawodowe.

To bardzo potrzebny kierunek i poleciłabym go każdej osobie, która w swojej pracy ma styczność z problemem samobójstw czy kryzysu suicydalnego. Raczej nie poleciłabym go – przynajmniej w obecnej formie – osobie, która po prostu zainteresowana suicydologią. Takiej osobie poleciłabym stronę Życie warte jest rozmowy (też prowadzoną przez PTS), obserwowanie mnie na Instagramie czy zajęcia dr Halszki Witkowskiej (jednej z organizatorek studiów) na Wydziale “Artes Liberales” Uniwersytetu Warszawskiego.

Na studiach podyplomowych nie zdobyłam żadnej wiedzy tajemnej, ale pozwoliły mi tę wiedzę uporządkować. Czuję się teraz bardzo mocna w teorii, chociaż w praktyce wcale nie mam pewności, czy poradziłabym sobie świetnie w pomocy osobie w kryzysie. Prewencja ma jednak różne oblicza i bezpośrednie wspieranie takich osób jest tylko jednym z nich.

2 comments

  1. “bez szczególnego ostrzeżenia puszczali bardzo drastyczne materiały wideo. Sama nie mam z tym problemu i nie uważam, że powinno się cenzurować wiedzę, ale nie da się ukryć, że takie studia będą przyciągały osoby w kryzysie.”

    To jest jakaś totalna MASAKRA. Dobrze mówisz, jest takie ryzyko, że będzie kierunek przyciągał i jak się dowiedziałem ostatnio to dla osób wahających się to jest TRIGGER do zrealizowania “planu”. Jak to możliwe, że dany wykładowca na takiej specjalizacji ma tak ograniczoną wyobraźnię.. To jak ludzie uczący jak pomagać ratować – sami triggerują – to jak to świadczy o jakości i skuteczności pomocy, jak faktycznie ktoś się zgłosi. Metodę zapodają jak się psa oducza sikać w domu? Czyli pysk w tę plamę i “nu nu”? Ja pierdole

    1. Będę mega złośliwy, ale jakby nie dziwi mnie już, że ludzie z problemami nie otrzymują należytej pomocy i statystyki z roku na rok są coraz bardziej dramatyczne.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *